Zwykły? Niezwykły! Pomagamy Krzyśkowi!
Tej historii nie wymyśliłby żaden, nawet najbardziej kreatywny reżyser.
Wymyśliło ją niestety samo życie.
W telegraficznym skrócie: Krzysiek - Absolwent KPSW, wasz kolega, student, świetny dziennikarz i jakby na przekór chorobie, zawsze uśmiechnięty, bardzo aktywny, pomaga innym i uczestniczy w akcjach charytatywnych. Potrzebuje nowej endoprotezy - koszt to 100 000 PLN . Stara jest uszkodzona i pogarsza kondycję całego organizmu tego wspaniałego, młodego człowieka.
W was siła a każda złotówka się liczy! Wpłat można dokonywać na podane subkonto:
Fundacja Spełnionych Marzeń
Nr rachunku: 29 1050 1025 1000 0022 7611 6304
Tytułem: Dla Krzysztofa Kacprzaka
A sam o sobie i swojej historii pisze tak:
Nie jestem dzieckiem, bezdomnym, głodującym, politykiem, osobistością, księdzem, uchodźcą, kosmitą , czarodziejem czy innym stworzeniem, które zasługuje na szczególną uwagę obecnego świata. Jestem zwykłym i jednocześnie niezwykłym 23 latkiem, który zwraca się do innych ludzi o pomoc.
Zwykły i niezwykły.
Zwykły, bo: tak samo jak inni jem, pije, śpię.Tak samo jak inni śmieje się, płacze, złoszczę, irytuję. Jestem taki sam, jak wielu innych 23latków, którzy studiują i marzą o dobrej pracy, która zapewni godziwy byt.
Niezwykły, bo w wyniku różnych okoliczności wyhodowała się we mnie zgraja nowotworów, z dwoma o paskudnych charakterach. W tej chwili rezultatem tej choroby nie jest szczęśliwe zakończenie, ale kawał zepsutego metalu w lewej nodze, który wywołuje potężny ból. Zaczynając od stawu biodrowego, kończąc w połowie piszczeli i czuję w kościach, zarówno naturalnych jak i metalowych, że na tym się nie skończy. Skąd tyle złomu w mojej nodze? Ku ogólnemu zaskoczeniu, niecała wina spoczywa na „raczydle”. Procedura, – bo tak to zostało nazwane przez lekarzy została przeprowadzona prawidłowo. Nie mi było o tym sądzić, ani rodzicom, którzy walczyli o każdy dzień mojego życia. Pytania zacząłem zadawać dopiero, gdy mój zarost poświadczył wiek.
20.10.2004 wykonano wycięcie guza i wszczepienie spejsera (mówili na to kołek z cementem leczniczym), po czym unieruchomili mnie całkowitym gipsem kończyny lewej i kontynuowałem chemioterapie. Warto podkreślić, że miałem jeszcze swoje stawy (biodrowy i kolanowy). Mijały dni, miesiące LATA – a ja nadal miałem nogę w gipsie. Rodzicom wydało się to podejrzane już po około 3 miesiącach przebywania w tej puszce, ale procedura mówiła, że trzeba czekać na zakończenie leczenia chemicznego i uwaga skończyło się 04.2005. Szczęśliwe dziecko razem z rodzicami czekali na cudowny dzień, w którym zdejmą gips i wszczepią jakże upragnioną endoprotezę. Znów mijały dni, miesiące ROK… Kwiecień 2006. Zostałem wydobyty z gipsu, w którym siedziałem PÓŁTORA ROKU. (Ale!) Wszczepili mi endoprotezę. Długotrwały pobyt w gipsie sprawił, że pojawiła się osteoporoza w lewej nodze i moje kości rozsypały się podczas zabiegu wszczepiania endoprotezy . I wszystko miało już być dobrze. Do czasu feralnego 3go maja.
Pisząc najprościej – ukąsił mnie komar, podrapałem się i gdybym wiedział, że spowoduje to złamanie w 3 różnych miejscach – odgryzłbym sobie palce. W wyniku tego incydentu ponownie trafiłem do gipsu, który towarzyszył mi ponad 8 miesięcy. Znosiłem ten czas z pokorą – w końcu to przez moje niewyparzone palce wpakowałem się ponownie do białej puszki. Aby wzmocnić kości każdego dnia połykałem tabletki, skorupki jaj i spożywałem ogromne ilości nabiału. Po półrocznej diecie, na widok twarogu chciałem odgryźć sobie te przeklęte palce.
Dzień, w którym ponownie wyciągnięto mnie z gipsu byłby najszczęśliwszym dniem w moim życiu, gdyby nie fakt, że:
• elektryczny mechanizm endoprotezy się popsuł,
• kolano usztywniło się przez długotrwałe unieruchomienie, a różnica długości nóg w grudniu 2006 wynosiła 12 cm.
Zatem postanowiono, że trzeba usunąć endoprotezę i wszczepić nową.
Tak też się stało. 06.2010 – Usunięto endoprotezę, wszczepiono ponownie spejser, przeprowadzono drenaż przepływowy, odkryli we mnie nowe bakterie (nazw nie pamiętam) i? Ponownie włożyli mnie do gipsu. Tym razem tylko na 4 miesiące. ;-)
Ale za nim do tego gipsu trafiłem – w czasie wspomnianego pobytu, trafiłem 3 krotnie na stół operacyjny. Po 3 tygodniach rozpoczęło się wydłużanie nogi. Powiedziałbym „Hurra!”, gdyby nie fakt, że kończyna była w fatalnej kondycji.
Umarły wszelkie marzenia związane z normalnym funkcjonowaniem, ale jest noga i jak to stwierdzili lekarze – „powinienem się z tego faktu cieszyć”. Cieszyłem się przez ok. 6 miesięcy. Po tym czasie wyczerpał się limit wydłużania, a ubytku zostało ok. 3 cm. Żywiłem nadzieję, że mój wzrost nie ulegnie zmianie, a różnicę długości uzupełnię wkładkami. Niestety urosłem.
Czas płynął dalej. Nauczyłem się żyć z ciągłym bólem i karykaturalnym chodzeniem.
Ten stan trwał do marca 2017 roku. Zwykłe potknięcie sprawiło, że cały mój świat się zawalił. Potknięcie spowodowało, że obluzował się mechanizm rosnący endoprotezy, w wyniku którego na moich oczach noga skróciła się o 5cm. Nie ma słów, które opisałby ból i bezradność, która mi wówczas towarzyszyła. Trafiłem natychmiast do najbliższego szpitala, gdzie stwierdzono, iż nie potrafią mi pomóc i odsyłają mnie do mojego macierzystego szpitala. Trafiłem do niego tydzień od zdarzenia.
Tego dnia usłyszałem kolejny wyrok – "Jesteś dorosły i twoja endoproteza nie zostanie zrefundowana i nic w tej chwili nie możemy dla Ciebie zrobić”. Tak. Wypuścili mnie i do tej pory chodzę o kulach z endoprotezą, która rusza się raz w górę, raz w dół i niszczy moją nieszczęsną nogę od środka. Dostałem zalecenie, aby leżeć, co dla mnie oznacza całkowite wykluczenie społeczne i czekanie. Na co? Na cud?
Przytaczanie kolejnych historii, w których byłem straszony i poniżany zrobiłoby z tej wypowiedzi potężną i smutną książkę. Więc w ogromnym skrócie podsumuję:
• 10 operacji na jednej nodze,
• 2 i pół roku (łącznie) przebywania w gipsie,
• niezliczona ilość chemii, antybiotyków i innych lekarstw,
• ponad 14 lat walki, gdzie połowę tych lat spędziłem w szpitalnym łóżku,
• uszkodzona endoproteza,
• nieustający ból,
• aż wreszcie nieszczęśliwy wypadek, który skrócił mi nogę o 5 cm, co daje łącznie ponad 11cm ubytku w długości.
Powyższa historia przedstawia moją rzeczywistość. A przyszłość?
Mogę żyć z bólem, mogę kuleć, ale nie chcę trafić na wózek i uzależnić się od pomocy innych osób.
Kochani ludzie dobrej woli – zwracam się do Was z prośbą o pomoc. Koszt endoprotezy, to ponad 100 000 PLN. Do tego należy doliczyć koszty operacji, leczenia szpitalnego i rehabilitacji, które nie są mi jeszcze znane. Moja rodzina i przyjaciele robią wszystko co w ich mocy, aby uzbierać tę kwotę, jednak przerasta ona Nasze możliwości. Czas działa na moją niekorzyść, gdyż każdy dzień z zepsutą endoprotezą pogarsza kondycję mojego całego ciała.
Krzysiek Kacprzak